czwartek, 8 października 2009

Zakazać żebractwa...

Kilka miesięcy temu w moim kochanym zapyziałym mieście pojawiły się bilboardy ogłaszające, że żebractwo jest wyborem nie koniecznością. Jednocześnie w lokalnej telewizji rozpoczęła się zmasowana kampania informacyjna. Ogłoszono więc, że żebractwo w Poznaniu jest nielegalne!!

Wczoraj wracając z pracy widziałem taką oto sytuację. Wieczór - dość ciepły jak na październik. Plac wolności - obok Caritasu. Na chodniku siedzi facet. Obie ręce obcięte. Na kikucie jednej z nich proteza jakiegoś starego typu. Na twarzy wyraz smutku, zrezygnowania. Stoję obok, czekam na swoją kolej przy bankomacie. Facet siedzi, od czasu do czasu ktoś wrzuci mu jakiś grosz do czapki. Ten w niej grzebie kikutem. Wygląda to dość kiepsko. Ewidentnie widać, że człowieka do żebrania pchnęła nie awangardowa rubaszność i chęć doznania przygody a konieczność. Smutno się robi, mimo zachodzącego słońca miło grzejącego łysinę dreszcz przebiegł mi po karku. Co to człowieka spotka w życiu? Kto to wie... - myślę sobie. Może to ja za parę lat tak będę siedział...

Chwilę później do kaleki podchodzi para strażników. Salutują, przedstawiają się. Po kilku sekundach facet z niekrywaną niechęcią wstaje, zabiera czapkę (chwilę to trwa, człowiek nie ma przecież dłoni) i odchodzi. Patrzę za nim smutno. Patrzę na strażników zadowolonych z wypełnionego obowiązku. W środku czuję, że coś jednak jest nie tak jak trzeba.

Może zamiast prawnie zakazywać żebractwa należy najpierw pomyśleć o rozbudowie instytucji, które pomagają ludziom w potrzebie. Przypomina mi się wiersz Juliana Tuwima - o przymykaniu oczu... Wtedy wszystko wygląda znacznie zabawniej. Problem jednak w tym, że przymykanie oczu na cierpienie innych ludzi to już choroba urzędników...

Jest i druga strona medalu - kiedyś widziałem na innej ulicy dziewczynę - lat ok. 19-20 siedzącą na chodniku z małym dzieckiem na ręku. Ktoś powie - normalny widok. W Poznaniu i pewnie w innych miastach całej Polski a zapewne i całego świata nie jest to widok nadzwyczajny. Tyle, że w tym wypadku nie wydaje mi się, aby dziewczyna ta MUSIAŁA posunąć się do takiej formy zarobkowania. Mało tego - uważam, że wystawianie swojego dziecka na niebezpieczeństwo choroby czy wypadku jest bardziej niż karygodne. Wiem, ponieważ o tym czytałem, że w kraju naszym - jak już pisałem - zapewne nie tylko w naszym - istnieją całe gangi, które w celach zarobkowych specjalizują się w żebractwie. Np. kobiety wymieniają się dziećmi, aby na ten lep zarobić więcej w jakiś wyjątkowo atrakcyjnych miejscach miasta. Dzieci są odkupywane z rodzin, aby od najmłodszych (nawet nie lat - ale miesięcy), zarabiać na ulicach miast... Potworny to proceder, zdecydowanie zasługujący na napiętnowanie. Nigdy jeszcze nie dałem pieniędzy w takiej sytuacji. Każdy grosz bowiem utwierdza ich w przekonaniu, że ich postępowanie jest słuszne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz