niedziela, 18 października 2009


Pamiętam dobrze, jak moja żona kilka lat temu po raz pierwszy puściła mi - Take my head zespołu Archive. Pomyślałem wtedy, że to kawałek naprawdę dobrej muzyki!!

Dla mnie to jedynie przelotny romans - wracam do tego zespołu od czasu do czasu, ale moja żona zaraziła się Archive na amen. Dlatego kiedy dowiedziałem się, że chłopaki będą występować w Warszawie i do tego ja mam zaprojektować dla nich bilety i kilka innych materiałów promocyjnych, bardzo się ucieszyłem. Dostałem dwa bilety i w ubiegły piątek wybraliśmy się z żoną i z koleżanką z pracy (Pozdrowienia dla Wiesi :) ) do warszawskiej Stodoły. Z Poznania do stolicy dojechaliśmy bez większych problemów - choć uważam, że w okolicach Strykowa - gdzie kończy się autostrada A2, zaczyna się Azja ;)

Byliśmy chwilę wcześniej i bez większych przygód weszliśmy do środka (bez większych przygód - bo przed wejściem zgubiłem bilet :) Na szczęście wcześniej oddarł mi się od niego kupon kontrolny, który nadal trzymałem w dłoni, więc nikt nie podniósł biletu z chodnika...). Później jeszcze miałem z tym biletem problem, bo pani przy wejściu nie chciała mi uwierzyć, że kupon oddarł mi się przed chwilą i że bilet bynajmniej nie jest skasowany... No ale ok. Udało się. Weszliśmy.

Nie wiem ilu było ludzi (zapytam o to jutro kogoś z agencji GoAhead - organizatora koncertu, powinni się orientować), jednak klub Stodoła dosłownie pękał w szwach. W środku był niesamowityścisk, ludzie - jeden przy drugim jak sardynki w puszce. Było dość ciepło, jednak nie było duszno, widać że klub ma dobrą wentylację.

Weszliśmy w trakcie ostatniego utworu granego przez supportującą kapelę – BirdPen. Grali bardzo głośno i energetycznie.

No dobra, pod dłuższej chwili chłopaki z Archive wyszli na scenę...

...godzinę później, kiedy jeden po drugim schodzili ze sceny publiczność dosłownie szalała. Na widowni nie było chyba ani jednej osoby, która była by w stanie uwierzyć, że to już koniec! Wszyscy, WSZYSCY krzyczeli, skandowali, tupali, gwizdali! Przez - sam nie wiem - 8-10 minut to szaleństwo nie ustało ani na chwilę. Później chłopaki wyszli na scenę ponownie i zagrali bisy... przez kolejną godzinę :)

Koncert był rewelacyjny, niesłychany, ponadwymiarowy. Muzyka idealnie brzmiąca w przestrzeni klubowej. Fantastyczne animacje - doskonale zsynchronizowane z muzyką. Właściwie o tych animacjach muszę napisać kilka słów. Ewidentnie robione przez jakieś studio - były naprawdę dopracowane, zdecydowanie widać w nich było ręce więcej niż jednego człowieka. Pozwoliły mi spojrzeć na muzykę Archive z innej nieco perspektywy.
Przed koncertem czytałem kilka recenzji ostatniej płyty - były różne, od średnich po chłodne. Pamiętałem Archive z płyty Londinium, z Take My Head czy Lights... Słuchałem też kilka kawałków z ostatniej płyty - były wyraźnie inne. Jednak kiedy wchodziłem do Stodoły nie miałem oczekiwań, nie chciałem mieć. Zastanawiałem się z czym się spotkam.

Powiedzieć, że się nie rozczarowałem to mało. Ja naprawdę jestem zachwycony. Nie ma dla mnie znaczenia, że bolały mnie plecy i były chwile kiedy po prostu chciałem wyjść. Nie liczy się nawet to, że chłopcy zagrali bardzo mało starych kawałków (chyba tylko 3). Zaproponowali przedstawienie, które mnie wciągnęło. Zagrali swoją (umówmy się - nie najłatwiejszą muzykę) z ogromną pasją i energią, którą skutecznie zarazili publiczność.

No ale dlaczego ja właściwie piszę o jakimś tam koncercie? Bo już w jego takcie zacząłem żałować, że muzyka za chwilę ucichnie, zabiorę kurtkę z szatni i wrócę do szarości dni. Naszego lokalnego muzycznego syfu, w którym dzieje się tak mało wartościowych rzeczy, że aż serce ściska. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek polski artysta był w stanie zagrać taki koncert, z takim zaangażowanie, poszanowaniem publiczności, charyzmą no i oczywiście na takim poziomie jak zrobiło to Archive. Jest mi serio wstyd, że w kraju liczącym 38 mln ludzi nadal na topie jest blichtr na poziomie Dody a głównym tematem mediów jest romans panów Jacykowa i Witkowskiego oraz to czy prezesa wywalili i co się właściwie z nim stanie. Pytanie tylko czy jako naród jesteśmy mało zdolni, czy może ci zdolni i wartościowi po prostu toną w papce bylejakości i komerchy...

A tutaj mała próbka tego co usłyszeliśmy na koncercie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz