niedziela, 26 września 2010

Życie, życiątko...


Dziś mam zdjęcie, którego nie zrobiłem telefonem. Zrobiłem je w czerwcu Canonem 400D.
Nie pamiętam przesłony, ale ogniskowa to 35 mm. Światło zastane, RAW wywołany w Camera RAW... To tyle technicznie.

Osoba na zdjęciu to mój wujek. Kiedy robiłem to zdjęcie miał 71 lat. Wtedy już chorował na raka wątroby. Kilka miesięcy później umarł...

Patrzę na to zdjęcie dziś i przypominam sobie wszystkie wspaniałe chwile, kiedy byłem dzieckiem i bawiłem się z nim na podwórku. Kopaliśmy piłkę, zabierał mnie i mojego brata do lasu na grzyby i jagody. Nigdy w życiu nie zapomnę tych wypraw maluchem zapakowanym po dach :)
Później dorastałem, a wujo (brat mojej mamy) ciągle był. Gdzieś z boku. Ale wiedziałem, że zawsze gdy do niego pójdę, znajdzie dla mnie czas, nie przegoni mnie. Czasami rozmawialiśmy, tak po prostu. Wujo mówił mi, że w przyszłości będzie trudniej, ale że dam sobie radę. Wiedział co mówi. Sam nie miał łatwego życia. Przypadły mu w udziale jedne z najtrudniejszych lat naszej ojczyzny. Dał sobie radę, utrzymał przez tyle lat rodzinę, spajał ją. Był pamięcią naszych korzeni...

Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie piszę tutaj w imieniu kogokolwiek. Nie piszę tego w imieniu swojej rodziny, ani tej najbliższej ani dalszej. Po prostu chcę, aby taki człowiek jak on nie zniknął tak po prostu. Napisałem o tym, jak sam go zapamiętałem.

Nikt nie chce tak po prostu przeminąć...

Tak po prostu przeminąć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz